Tytuł odzwierciedla kosmiczny bałagan, jaki zapanował we łbie koali po lekturze blogerskich tekstów i komentarzy przy okazji „Kija w mrowisku”. Dyskusja mnie dobiła, leżę więc sobie w konarach eukaliptusa i rozważam, czy nie lepiej byłoby pisać o przesławnym budyniu Dr Oetkera. Trochę ta dyskusja przywołuje na myśl rozważania o chlapaniu ozorem, trochę o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Bożym Narodzeniem, mieści się w każdym razie w kanonie wystąpień ogólnych i narodowych.
Wracając do meritumu. Przeszukałem archiwa Komisji Europejskiej i Izb Handlowych w prawie każdym kraju Wspólnoty, sprawdziłem w starczej głowie przepisy i muszę z ogromną przykrością stwierdzić, że Redaktor Wojciech Bońkowski ma rację piętnując nielegalność zakupów Online za granicą (chodzi, oczywiście, o wino), a nie jest tutaj, bynajmniej, winne prawo RP, lecz brak odpowiednich regulacji wspólnotowych. Gdyby takie istniały, zawsze można byłoby przywołać nadrzędność prawa wspólnotowego nad przepisami lokalnymi, no tutaj Panowie gwiździec, nic takiego nie ma.
W Śtraśburgu i Brukselach wolą unikanie problemów (co potem skutkuje exitami).
Pozostaje więc świadomie oddawać się konsumpcji wyrobu przemysłowego, który ja zwę winiawką, a który dyskonty wciskają nam w imię naszych smakowych ambicji. Tłuste koty nie mają się co obawiać, dzięki takim przemysłowym wynalazkom jesteśmy rasą skazaną na wymarcie na skutek chemicznie wywołanej marskości wątroby. Owszem, czasami zdarzają się w dyskontach rodzynki, jak na przykład mianowany przeze mnie winem miesiąca Markiz z Karasków, ale poszukiwanie takich rodzynków w marketach przypomina taniec muchy w pajęczynie; ja wolę jednak konary eukaliptusa. I to by było na tyle.
Leave a Reply