Zawodowe pisanie recenzji z degustacji wina związane jest (zwykle) ze sprzedażą, taka recenzja powinna, więc, spełniać wymagania kryteriów marketingu. Posiada ona ściśle określone reguły. Trudno takie reguły respektować, jeżeli autor zajmuje się pisaniem o winie bez marketingowych dodatków, jeżeli jest raczej wina miłośnikiem, a nie jego sprzedawcą. Owszem, postawy miłośnika- amatora i sprzedawcy mogą się pokrywać, jednak w praktyce blogerskiej nie jest to zbyt częste, a amator – chociażby taki, jak ja – musi wypracować własny styl, czyli podejście bardziej związane z literaturą. Opisywanie smaku, w ogóle, jest bardzo trudne, gdyż od początku życia należałoby świadomie smakiem się zajmować i rzeczywiście znać nieskończoną skalę odniesień, posiadając umiejętność opisywania jednego smaku przez smaki inne, bardziej znane i dostępne, czy też potrafić stworzyć własną gamę smaków pierwotnych (o ile jest to, w ogóle, możliwe). Pijąc wino staram się, więc, znaleźć przede wszystkim jeden dominujący ton, podsumowanie zespołu smaków, filtrowane potem w pamięci, ponieważ coraz częściej siadam do klawiatury po kilku dniach od wypicia opisywanej butelki. Jeżeli wypite wino budziło we mnie erotyczne skojarzenia, opatruję recenzję nieco erotycznym kontekstem, jeżeli przypominało mi kłótliwą hiszpańską babę, smak opisuję odnosząc wrażenia do hiszpańskiego życia w rodzinie. Coraz częściej, przy tym, męczą mnie powtarzane mantry o kolorze bardziej, lub mniej czerwonym i o aromacie zgniłej gruszki, nie wnoszą one – bowiem – nic nowego w to, co każdy z nas powinien umieć zaobserwować. Wreszcie, taka recezja – jeżeli czytacz ma do mnie zaufanie – powinna streszczać się w stwierdzeniach „polecam – nie polecam”, natomiast cała reszta może być jedynie wskazówką przy poszukiwaniu, każdy czytacz z osobna, własnych przeżyć i opisów.
W ogóle w naszych dyskontach nie mam szczęścia do Côtes du Rhône Villages. Może to wynikać z faktu, że ten typ wina źle się zachowuje w masowych warunkach i jeżeli ktoś chce za wszelką cenę takie wina prezentować w konkurencjach cenowych dla ubogich konsumentów, powinien liczyć się z tym, że odbiorcy w butelkach zamiast wina wyczują wodę, która to woda, w odczuciu recenzenta, stanie się jedynym punktem odniesienia, zamykającym drogę do wszystkiego, co można powiązać z koncentracją, długością, kwasowością, czy taninami. W przypadku właśnie wspomnianego w tytule wina zasadniczym tonem pozostającym w mojej pamięci jest rozwodniony sok z cytryny i dlatego nie jestem w stanie wina tego polecić.
Domaine du Pont le Voy Côtes du Rhône Villages Appellation d’Origine Contrôlée, rocznik 2013, w cenie 14,99 PLN za butelkę (0,75 litra) zakupione w markecie Lidl w Ełku (czerwone wytrawne, szczepy: kupaż). Butelkowane przez Paul Morin – Francja.
Ta butelka dostaje ode mnie 70 PPFPP (70/100).
Do mnie dociera całe to preludium, aczkolwiek Polska jest na tyle specyficzna, że wolimy się sterować ceną, a jeśli nie ceną to już marką, która rozgłos napewno zdobyła dzięki blogom jak Wasz/Twój. Robisz dobrą robote, często szukam tu sugestii. Ale czy jestem w większości?