Tytuł jest tutaj raczej pretekstem, laurką, prezencikiem na Święta dla wszystkich tych, którzy marzą o bogactwie i oblizują wargi na samą myśl, iż można byłoby obalić flaszkę za jakieś 20 tysięcy dolarów, albo więcej. Taka myśl przypomina mruczenie kocura wtulonego w ramiona nadobnej nastolatki, chociaż z drugiej strony i to, jak bardzo niewystarczające są wszelkie dobre zmiany w drodze do satysfakcji, no, nazwijmy to zgodnie z marzeniem, do szczęścia.
Poza tym prostego zjadacza flaszek już sam tytuł wprowadza w tysiąc i jedną noc, tak bardzo jest zakręcony i prestiżowy w swoim braku zrozumiałości, w tych znaczkach nad literkami, w tej Burgundii mitycznej i mistycznej gdzieś tam daleko w świecie, który chociaż coraz mniejszy, to ciągle trudno dostępny, jak stół obfity, do którego rycerze wcale nie pragną zapraszać.
Nie ma, więc, w tym tekście żadnych informacji na temat gdzie i kiedy, jako że wklejać w wyszukiwarkę marzyciele, co jak co, potrafią. Nie ma odnośników do opinii, bo i tak je gdzieś mamy, jeśli marzenie zafiksuje nas w jedynej wyłączności wyimaginowanego celu. Wbiwszy sé w głowę, że szczęściem może być przynależność do tych, których i na Romanée-Conti stać, i na posiadanie członkostwa przy okrągłym stole, no bo czym faktycznie jest bogactwo, jak nie przywilejem bycia jednym ze strażnikow Graala, no więc, z takim przekonaniem wychowani, marzyć możemy o błyskotkach, do których nigdy dostępu mieć nie będziemy i w delirium niezrealizowanych marzeń smak nieomal czujemy rozlewający się po środku języka z taninami uszytymi na miarę, w sam raz dla taninobojnych, czy z kwasowością pełną słodyczy spełnienia.
Jest zatem dla wszystkich moje świąteczne życzenie (wpatrując się w wymarzone zdjęcie z etykietą z Burgundii), aby w codzienności suwerennie siermiężnej, no i powiatowej, własne Côte de Nuits budować, na kocich wąsach i pląsach ptasich, przy ogniskach wieczornych, gdzie zwykła frankovka cenniejszą staje się, niźli rewolucyjne marzenia. Taki Graal dostałem, na jaki zasłużyłem, jak każde z nas, a żyjąc jeszcze nieustannie przy okrągłym stole biesiaduję, świtem i po zmierzchu, w każdym słowie, jeżeli uda mi się je celnie wymierzyć, w każdym oddechu i w zachwyconym zdziwieniu, że to jeszcze płynie. A więc póki strażnicy Graala pozostawiają margines na własną każdego dowolność, dopóty mieć będę swoje Romanée-Conti za oknem. Czego i Wam wszystkim życzę. I to by było na tyle.
Leave a Reply