Odwiedzający mój blog śledząc przygody koali doskonale wiedzą, że z Powiatowej przychodząc najbardziej martwię się tymi, którym piekielnie trudno jest dostąpić łask i smaków w słynnych wielkomiejskich piwnicach. Rozpoczynałem pisząc o wyrobach z dyskontów, przeczuwając jednak, że nie tam ukrywają się klejnoty.
A wzorce znaleźć można tylko wśród klejnotów.
Więcej, dociekliwość pochodząca jeszcze z epoki peerelowskiej edukacji objawiła mi, iż to, czym kuszą nas najtańsze półki w najtańszych sieciach nie ma zbyt wiele wspólnego z wyrafinowaniem, jako że z przemysłowych laboratoriów pochodzi, niekiedy zaś wcale winem nie będąc, nie zasługuje na jakąkolwiek ocenę.
Otóż to, nie zasługuje, a więc nie warto na takie oceny poświęcać czasu, czas – natomiast – coraz bardziej ceniąc, postanowiłem powoli oddalić się w miejsca, które nazwałem symbolicznie Kantabrią, nieopodal bowiem jest i Rioja, trochę dalej Ribera del Duero, a jeszcze dalej winne skarby Katalonii. Świat niezwykle bogaty, pełen wzorców, wśród których warto myszkować łącząc przyjemność smaku z poznawaniem ludzi i krajobrazów.
Uśmiecham się tutaj do Fukuyamy z jego końcem historii i z najdoskonalszą formą rządzenia, w której masy odnalazły nieograniczone możliwości realizacji szans; uśmiecham do ulubionego Ortegi y Gasseta i z ich poglądami w tle staram w Sieci prezentować wzorce, budzić ambicje, odrywać od obrazków młode mózgi, w których przez ostatnie dziesięciolecia wymazywano zdolność zadawania pytania: dlaczego? Wino i cała stojąca za nim tradycja znakomicie się do tego nadają, także dlatego, iż budują więzi społeczne, skłaniają do dialogu (nic bowiem tak nie wspiera rozmowy, jak kielich wspólnie z przyjacielem wzniesiony) i uczą szacunku do historii, nie tylko tej ze Śródziemia.
Przez dłuższy czas byłem w moich wysiłkach samotny. Poruszając się gdzieś na obrzeżach oficjalnych doktryn budziłem u niektórych uśmiech politowania: czym ten staruszek chce imponować? Po co wtrąca swoje dwa grosze w nieswoje sprawy?
Wtedy to pojawiły się w życiu moim krasnoludy. Nie do końca się z nimi zgadzam, niekiedy doprowadzają mnie do szewskiej pasji, nie odmawiam im jednak dobrej woli i chętnie wspieram tam, gdzie mamy podobne interesy. Po nich objawiło się zaplecze, dzięki któremu i smak mój i winna wiedza mogą się rozwijać, a częścią tego zaplecza okazał się importer i sklep Online ViniTeranio (Import, Serwis i Dystrybucja Win Hiszpańskich).
Nam w Powiatowej pozostał Internet. Tak się składa, że katedry współczesne, czyli “galerie handlowe”, w których oferują nam w miarę przyzwoite wina, ulokowały się z dala od centrów miasteczek, gdzieś wśród łąk i pól, co już utrudnia biedniejszym dostęp (i jeśli jeszcze akcyzę na używane samochody podwyższą, biednych nie będzie stać na rzęcha, w którym pojadą do – dajmy na to – Intermarché po zakupy). Wina godne nazwy pochowały się w sklepach Online, a one w większości zajmują się wyłącznie trzepaniem kasy, proponując niebotyczne marże i powodując, że w winnej Powiatowej zapanowała zupełna obojętność, czyli absolutny brak zainteresowania. Zainteresowanie obudzić się może dopiero wtedy, kiedy spotkają się dobre produkty z dobrymi cenami. W sklepie Online ViniTeranio te dwa elementy spotkały się, więc uznałem, iż mając tam zaplecze, należy ViniTeranio promować, licząc – jednocześnie –, że takich sklepów-importerów będzie coraz więcej. Zawsze im chętnie pomogę.
Słabo znam wina z Hiszpanii, więc pewnie wybiorę się do polecanego przez Ciebie sklepu.
Szczególnie polecam Caecus Crianza od wytwórcy Pago de Larrea. Najmocniej zapadło w smakowej pamięci. Pozdrawiam
Kupiłem polecane przez Ciebie Caecus Crianza i jeszcze kilka innych win.
Wypiję z żoną za Twoje zdrowie w “Andrzejki”.
Wow, mam nadzieję, że będą smakować, Caecus Crianza jest moim zdaniem jednym z najlepszych win, z jakimi się u nas spotkałem. Nie chcę uchodzić za reklamującego za wszelką cenę, ale i cena tak dobrego wina jest znakomita i rozrywa każdy pierścień, także Dedekinda:-)