Można takie pytanie uprościć do zwykłego: dlaczego pijemy? Wodę pijemy, bo konieczna do przeżycia. Inne napoje pijemy, bo smakują, czyli sprawiają nam przyjemność. Niektóre napoje pijemy, bo wydają nam się być dobre dla zdrowia (na przykład mleko, lecz już tutaj rozpoczynają się schody, gdyż niektórzy twierdzą, że picie krowiego mleka jest wątpliwe moralnie, lub wręcz niezdrowe, nie moim jednak zamiarem jest z tym polemizować). Inne zawierają w sobie substancje, które wzmagają w nas euforię, albo usypiają wobec nieszczęść tego świata. Po to zresztą pijemy gorzałę.
Wszystkie te napoje, niezależnie od zawartych substancji, przyjmowane codziennie, uzależniają, a przyjemność, którą sprawiają, staje się coraz słabsza, zatem pijemy coraz więcej po to, aby móc ją odczuć. A im więcej pijemy, tym słabiej działają i zamiast przyjemności pojawia się przyzwyczajenie. Umiar natomiast jest kategorią woli, ta zaś może ulec stępieniu podporządkowana przyzwyczajeniu, chociaż powiadają, że o jakości człowieka stanowi właśnie siła jego woli.
Gdyby woli nie było, bylibyśmy przedmiotami, przyzwyczajenie więc spycha nas w ich kierunku. Przedmiot zależy i podlega, uprzedmiotowiony przez przyzwyczajenia człowiek staje się niewolnikiem zewnętrzności, czymś co można dowolnie kształtować i popychać w każdą stronę. Nie tylko zresztą do napojów przyzwyczajamy się, jako że nie tylko one są źródłem przyjemności. Przyzwyczajamy się do sytuacji, do dotyku, do zapachów (przyzwyczajenie może sprawić, że i łajno zapachnie tak jak róża). Od stawania się przedmiotami może nas uchronić tylko nasza własna wola i tylko od niej zależy, czy uda nam się uciec od przyzwyczajeń.
Przyjemność natomiast w swojej najpierwotniejszej formie jest brakiem bólu. Całe nasze istnienie podporządkowane jest ucieczce od bólu, czyli pozostawaniu w przyjemności. Taka przyjemność jest neutralna, nie ma naddatków, nie jest nacechowana, jak na przykład pewien rodzaj dotyku. W zasadzie przyjąć trzeba, że tylko taka przyjemność jest naturalna, natomiast wszystkie inne, związane czy to z euforią, czy to z uśpieniem, to zwykłe naddatki i dlatego prowadzą do uzależnienia.
Tutaj pojawia się wino i przyjemność naddatkowa, bez której w zasadzie żyć można zupełnie szczęśliwie. Tutaj też zaczyna się faktyczne rozważanie o tym, co w nas jest niezbędne, niepodlegające zewnętrznej manipulacji, a co jest zwyczajnym dodatkiem, z powodu którego wmawiamy sobie, że życie szczęśliwe polega na wypiciu takich to, a nie innych flaszek, za takie to, a nie inne pieniądze.
W takim kontekście pytanie: dlaczego pijemy wino, pozostaje bez odpowiedzi. Faktycznie każde z nas powinno umieć sobie na nie odpowiedzieć i wyciągać odpowiednie wnioski. Nie jest to jednak zadanie łatwe i wcale nie spodziewam się, że komukolwiek uda się na takie pytanie odpowiedzieć.
Leave a Reply