Nie jest to żaden lament nad losem niespełnionego blogera, chociaż cień jakiś szlochania można by w tym zauważyć. Z wypiekami na twarzy czytam, po kilka razy, poszczególne rozdziały, absolutny musiak dla wszystkich winem zainteresowanych, nie wspominając już w winie zakochanych i stwierdzam, że wino i cała z nim powiązana reszta są obszarem, który zbyt jest wielki dla takiego jak ja małego misia. Ten musiak to książka autorstwa Elin McCoy, aktualnie recenzentki u Bloomberga, o Robercie M. Parkerze Jr “The Emperor of Wine“.
I nie chodzi tu o tak banalny truizm, że aby coś robić dobrze, trzeba temu całe życie poświęcić. Pisanie o winie uznałem za rozrywkę pod koniec dni, co już postawiło mnie na straconej pozycji, w końcu poważnie coś traktować to nie rozrywka, a otwieranie drzwi otwartych też nie ma żadnego sensu. Na rzecz patrzeć trzeba z wielu stron, a przy tym mierzyć zamiar według sił. Sam fakt degustowania 10 tysięcy win rocznie i metodycznego panowania nad całą masą wrażeń wykracza poza moje możliwości z wielu oczywistych powodów.
Nie da rady zajmować się wszystkim po trochu. Nie ma dobrych informatyków, a zarazem dobrych perkusistów, czy winnych pisarzy, a jeśli tacy się gdzieś zdarzą, trąci to z lekka oszustwem. Życie wymaga pełnego zaangażowania, zaś przycupnięcie na werandzie z kielichem Soto y Manrique nie generuje automatycznie winnego geniusza. Są jednak inne, obiektywniejsze, przyczyny, dla których poważne zajęcie winem umyka takim, jak ja.
Czytając Elin McCoy coraz częściej odnoszę wrażenie, że świat wina nie ma zbyt wiele wspólnego ze smakiem sfermentowanego soku z winogron. Cała historia Parkera to historia budowania nadbudowy, baza natomiast jest wyłącznie pretekstem do tkania coraz to bardziej skomplikowanych struktur, przede wszystkim po to, aby ukryć przepływy pieniądza. Poważnie traktowane wino to nic innego jak spekulacja, a dzieje winnego geniusza stają się dziejami umiejętnego bogacenia. Kreowanie popytu na rocznik 1982 w Bordeaux jest w istocie genialną manipulacją opiniami konsumentów i wcale nie przypadkiem Parker, czyli w istocie prawnik finansistów, był predestynowany do zajęcia cesarskiego miejsca. W końcu to Emperor of Wine.
Otóż są to sprawy świata, do którego 99 procent populacji nie ma dostępu. Obiektywnie, bo dostępu mieć nie może. Parker potrafił znaleźć się w pozostałym jednym procencie, co wcale nie znaczy, że wszyscy inni przy odrobinie wysiłku tam się znajdą. Fikcją jest wmawianie sobie i innym, że świat Château d’Yquem, czy innych Pomerolów jest na wyciągnięcie ręki, a jeśli nim nie jest, to jak można poznać go na tyle, aby ludziom o nim prawdziwie napisać. Wkraczając zatem w świat ułudy wydało mi się, że przysporzę sobie rozrywki. Nic z tego nie wyszło, raczej z cynika powoli przekształcam się w komunistę, chociaż w żadne rewolucje nie wierzę. I to by było na tyle.