Mariannie, otóż, nie pasuje, że niektórzy uprawiają marketing diabelski. Przygląda się temu winnemu światu i zauważa mnóstwo przedziwnych odchyłek rozsianych tu i ówdzie. Szuka wyjaśnień, próbuje zatem rozumieć, a więc myśli, czyli jest przedstawicielką pokolenia schyłkowego, odchodzącego, jako że nadpływają czasy emocji i grafiki kciuka na przeróżnych ekranach. A sprawa jest prosta i skomplikowana, jak wszystko, co nie tylko wina dotyczy. Najłatwiej, chyba, rozpoznać ją marketingiem, chociaż filozofia też może się przydać.
Jeśli uznamy wino za część światowego hipsterstwa, to zauważymy w tej grupie freaków (taka forpoczta dekadencji), którym znudziła się zwyczajna normalność. Podniet szukających na skrajach ciemnych lasów, a przyjemność czerpiących w tajnych zakątkach równie diabelskich zagajników. Świat ma odmian nieskończenie wiele i różne istnieją odchylenia, w marketingu jednak chodzi o dotarcie do klienta. Globalnie hipsterzy to ludkowie normalni. Sprzedać im można wino stosując normalne sztuczki. Więcej, zastosowanie chwytów poza normą raczej ludzi zrazi, w końcu normalna masa odchyłek się boi. Diabelstwo dotyczy tylko niektórych znudzonych freaków. Do nich dotarcie wymaga zastosowania technik paranormalnych i nie ma się tutaj czym podniecać. Jeden lubi pomidory, drugi jak mu onuce śmierdzą.
Teraz zaczyna się ekonomia albo taniec nad krawędzią. Co bardziej się opłaca: sprzedawać normalnym miliony butelek stosując marże dla biedaków, czy też kilka flaszek freakom z marżą zapewniającą i nieróbstwo i przepych. W końcu można za pewnik uznać standardowy koszt wytworzenia flaszki wina w świecie nieprzekraczający 5 euro (my zwykle pijąc z Lidla zadowolić się musimy winem z kosztem produkcji do 2 euro). Jeśli znajdziemy w świecie freaka zdolnego zapłacić za czarnego pinota z Burgundii 200.000 dolarów, to pamiętać trzeba, że z maksymalnie dobrą wolą koszt wytwarzania takiego pinota nie jest większy niż 100 dolarów, biorąc pod uwagę wszystkie imponderabilia. Proszę zatem obliczyć marżę i z ręką na sercu stwierdzić, iż nie warto z diabelstwem paktować po to, by takie pieniądze zarobić. Diabelski marketing nie dotyczy jednak klientów normalnych, nikt bowiem normalny nie wyda milionów na flaszkę wina. Zaznaczam, że podane wartości są owocem mojej bardzo swobodnej interpretacji.
Są jeszcze inne implikacje. Ważniejsze, z wiarą połączone i filozofią. Sam jestem po stronie tych, co sądzą, że “nie wódź nas na pokuszenie” bardziej jest uzasadnione od nowszej wersji od Papy Francisco. W końcu, jeśli Pan wszechmocny jest i nieskończony, to gdzie w świecie miejsce na Jego przeciwieństwo? To jednak są sprawy, o których bez flaszki dyskutować nie wypada. Poza tym zawsze epoki kończyły się dekadencją i potem byli następni barbarzyńcy. I to by było na tyle.
Leave a Reply