Czyli słów parę o włosko-chorwackiej, albo – jak kto woli – dalmatyńskiej, pornografii. Takie publiczne trzepanie konia po to, aby zareklamować się, czyli przysporzyć sobie zwolenników. I wcale nie chodzi tutaj o to, czy ktoś ma faktycznie rację, ale raczej o to, aby o czymś mówić, bo milczenie, to zapomnienie.
W epoce poważnych sprzeczności, a więc konfliktów z manewrami wojsk, hackerami i polityczną influenserką, kiedy to pegazy szybują nad każdym smartfonem, takie sprzeczki Chorwatów z ich byłymi zarządcami (bo Dalmacja była częścią Wielkiej i Najjaśniejszej Republiki Weneckiej, kiedyś tam) są niewinną zabawą pod kołderką.
Językowo włosko-weneckie słowo prosecco ma prawdopodobnie słowiańskie źródła, w tamtym miejscu na Ziemi plemiona żyły obok siebie biorąc i dając, bez pytania o zgodę Matuszki Jevropy. Szczep glera i jego marketingowe wykorzystanie jest wynalazkiem Wenecji Euganejskiej, a więc jakiś tam chorwacki proszek, robiony z zupełnie innych szczepów, a nade wszystko deserowy, lepki od słodyczy, tutaj nie w priczom.
Natomiast spece od marketingu postanowili odnaleźć się w sytuacji i wymyślili konflikt po to, aby mieć o czym gadać (chociażby, bym ja mógł taki tekst napisać). Czołgów tutaj nie będzie, ani wozów pancernych i w zasadzie skorzystają wszyscy. A co z tym ma wspólnego branie od tyłu? Ano zawsze trzeba coś wymyślić, aby zaciekawić, a lwy weneckie i tak nie zaryczą.
Leave a Reply