Bez zawijania w bandaż (chociaż krew lać się powinna – czyli po-winie), bez w bawełnę owijania, bez krygowania się przed zwierciadłem chwały własnej, ani obaw o opinie – jednoznacznie i bez ogródek stwierdzam pro všechny a tudíž wołając w pustą przestrzeń: nie jest możliwym amatorskie prowadzenie bloga o winach (chyba że chodzi o winy cudze lub moje). Wina kosztują i taką jest niemożliwości zasadnicza przyczyna (winy natomiast są gratuites).
Blog wymaga audytorium (czy też netorium, jak kto woli), a więc narzuca codzienną obecność z nowym materiałem (bo czytacze pazernie łakną nowego). Blog o winach wymaga więc codziennych recenzji, jako że tylko wtedy Pan Gugiel raczy taki blog zauważyć, co przysparza czytaczy, czyli wyrównuje popyt z podażą. Wino trzeba zatem pić codziennie i takoż o nim pisać po to, aby blogerowanie nie stało się blagierowaniem. Pisanie o winach raz w miesiącu mija się absolutnie z celem. A prowadzenia bloga o winach żaden amator (ani wątroba) nie wytrzyma. No chyba, że jest to Rockefeller z wątrobą ze stali, albo pewien znany recenzent, który nauczywszy się jedynie czubek języka moczyć w kieliszku potrafi omówić dziesięć flaszek na raz.
Rzeczywistość narzuca konkluzję. O winach poważne recenzje mogą pisać jedynie zawodowcy, którym profesja ułatwia dostęp do winnego niewinnie materiału (a winny winnie to taki, za który trzeba płacić). Z racji wykonywanej profesji mają oni całe życie na psucie wątroby i opisywanie wrażeń.
Nawet tłumacze (wedle powszechnej opinii nieroby, którym pracować zdarza się niekiedy rano, niekiedy w nocy) tłumacząc nie rozmnożą czasu, zaś o winie chlapnąć mogą tylko wtedy, kiedy zegar pozwoli, zaoszczędzone zaś chwile zachować woleliby na tłumaczenie – dajmy na to Camusa – bo dobrze zrobione tłumaczenie pozwoliłoby im kasę uzyskać na wyjazd do Burgundii, czy na inne Antypody.
Amatorskiemu emerytowi hroszy wystarczy ledwie na paliwo, coby dojechać mógł w niedzielę do, chociażby, kościoła, zatem – jak widać – sława winnego blogerstwa przypisana będzie jeno wybranym i nic do tego nie ma żadna demokracja. I to by było na tyle (no bo jak się nie ma, co się lubi, to trzeba polubić, co się ma).
Leave a Reply