Wszystko zależy od przyjętych przesłanek. Jeżeli uznamy, że świat (nie tylko winny) jest jednością, całością, to na pewno Jancis Robinson rację ma. Pozwolę sobie jeszcze raz przytoczyć jej słowa: „Najbardziej wartościowe butelki wina można kupić w handlu detalicznym w cenach mieszczących się w przedziale 8 – 20 funtów. Tańsze niż 8 funtów nie mają wystarczającej marży, by pokryć koszty i podatki, więc większe jest tutaj ryzyko win kiepskich.
Powyżej 20 funtów płacimy już za ego, pozycjonowanie, czy inne ekstrawagancje charakterystyczne dla rynku win wyrafinowanych.” Słowa te pochodzą z niedawno opublikowanej w Polsce książeczki „Jak zostać znawcą wina w 24h”, którą można znaleźć tutaj. Ponieważ ceny wzrosły, to i przedział się rozszerzył do, dajmy na to, 30 funtów, ale zasada pozostaje taka sama. Przesłanką, która nie ma wiele wspólnego z samym winem, jest to, że dla wszystkich świat jest jeden i że wszyscy możemy z tego korzystać.
Uważny czytelnik mojego bloga zauważył z pewnością, że traktuję wino jako pretekst i że zewsząd tutaj wyłazi ideologia (czytaj polityka), co zresztą wielu osobom nie podoba się, jako że wyobrażają sobie, iż możliwe jest życie w wieży z kości słoniowej i chciałyby, abym i ja w takiej wieży zamieszkał. Niestety jednak mój świat jest taki, jaki jest i nie uda mi się przedostać na drugą stronę zwierciadła.
To prawda, że rynkiem rządzą prawa popytu i podaży i że coraz więcej jest (na szczęście) takich, których stać na Bolgheri Sassicaia. Jeżeli jednak przyjmiemy, że Jancis Robinson dywaguje nieco o ego, to automatycznie (tu i teraz) oderwiemy się od rzeczywistości, bowiem trzeba przyjąć, iż wino jest przede wszystkim artykułem konsumpcji, a nie artefaktem, przedmiotem muzealnym, obrazem Picassa, do którego mają dostęp nieliczni. Wino w muzealnej gablocie nie ma żadnego sensu. Ma sens wyłącznie w czyichś ustach, na czyimś podniebieniu.
Stąd moje pytania, w ostateczności dotykające sensu funkcjonowania blogera opisującego takie muzealne bibeloty, bo wyczuwam tu sprzeczność. Bloger, w końcu, jest produktem masowym i z oczywistych powodów stara się docierać do największej możliwej grupy klienckiej.
W krajach bogatych, o starych liberalnych tradycjach, ukształtowały się przewidywalne grupy odbiorców i zainteresowanych winem czytelników znaleźć można tam, gdzie faktycznie istnieją. W Polsce tak nie jest. Trzeba u nas nieustannie pamiętać, że mit o jednakowych żołądkach przyjął się w tym społeczeństwie i żaden koniec PRL tego nie zmienił.
W społeczeństwie o komunistycznych aspiracjach wszystkim wydaje się, że mają prawo do Petrusa, czy Bolgheri, zaś marketing blogerski skierowany jest do wszystkich (a więc, praktycznie, do nikogo). Mój wpis o Bolgheri Sassicaia należy w tym kontekście potraktować jako prowokację, bo świadomy jestem faktu, iż tego typu produkty nie są z mojego świata (a więc tak rozumując Jancis Robinson racji nie ma, bo odnosi się wyłącznie do wina traktowanego jako artykuł konsumpcji).
Ona o muzeach nie pisze. Tak, ale wtedy trzeba uznać, że to, o czym piszemy, nawet w cenach do 100,00 PLN, to zupełnie inne zjawisko niż “muzealne eksponaty” i że świat nie jest wcale jednością. Dalej przyjdzie wartościowanie i wynikające zeń wnioski.
Łączy się to z ostrzeżeniem, iż zbytnio pompowane ambicje rodzą w społeczeństwie frustracje, które skutkują (do czasu) określonymi wynikami w wyborach, a potem zwyczajnym wybuchem po to, by zdobytą agresywnie flaszkę Petrusa wychlać gdzieś z kolesiami za śmietnikiem. I w takim kłębowisku sprzeczności pozostaje mi raz kolejny stwierdzić: i to by było na tyle.
Ale jeśli ktoś bardzo chce, to chyba prawie każdy, kogo wino fascynuje, da radę odłożyć tego tysiaczka i kupić Sassicaię? Albo nawet zacisnąć troszkę bardziej pasa i odłożyć dwa na Chateau Margaux? Mi samemu się zdarza szarpnąć od czasu do czasu na drogie wino, żeby mieć odniesienie i porównanie z tym, co piję na co dzień.
No jasne. I to jest optymistyczna wykładnia. Trzeba bardzo chcieć i robić wszystko, by cel realizować. Niestety jest tutaj to małe słówko “prawie”. I o nie można rozbić sobie głowę. Bardzo serdecznie pozdrawiam.