W październiku roku Pańskiego 2013 próbowałem La Fea Reserva, teraz chciałem się czegoś z mojej ówczesnej niby recenzji dowiedzieć, włos zjeżył się jednak na głowie i pojawiły dość surowe wątpliwości. Trochę od 2013 roku się zmieniłem, chociaż po to, by zrozumieć degustatorskie reguły trzeba wielu lat (a tych, niestety, ciągle brakuje). Pamiętam, że tamto wino smakowało mi wówczas bardzo (kosztowało tylko 14,99 PLN), przeniosłem więc smaki na inne zjawiska, a że był to moment wizyty w Polsce Sharon Stone, La Fea Reserva znalazła odniesienie w tym, co teraz zacytuję:
„Kocham Sharon Stone z oczywistych dla każdego macho powodów i od lat (wielu) śledzę jej poczynania, a Nagi Instynkt mam nawet gdzieś na zapasowym dysku. Z radością obserwuję jej ewolucję, jest ona – bowiem – przykładem, że zbyt łatwo nie wolno do nikogo przyklejać etykiet. Ponieważ sam jestem raczej na etapie przekładania nogi na nogę, trochę mi smutno, że już nie zdążę przed sobą rozwinąć dywanu, na którego końcu będą pokojowi nobliści. Cóż, całego chleba na Ziemi nie zjesz, wszystkiego wina nie wypijesz, smaku każdej kobiety nie poznasz, nu striemit’sia nada. Dlatego wczoraj wieczorem otworzyłem jeszcze jedną butelkę hiszpańskiego La Fea (nawiasem mówiąc „fea” znaczy „brzydka”) i potwierdzam smak na moje 99 punktów. Otóż wino to ma w sobie właśnie coś z Sharon Stone, jest zwarte, o energicznym ciele, z dobrze wyważonym i nienachalnym zapachem leżakowania, ciepłym, radosnym posmakiem. Cena tego wina jest niska, co powoduje, że jest ono dostępne dla biedaków, poza tym obawiam się, że zniknie z półek marketu, gdyż wina takie nie istnieją w nieograniczonych ilościach (jak Sharon Stone, dostępna na ekranach TV, oraz dla nielicznych, co to na Nobla za Pokój sobie zasłużyli)…” Już słyszę krytykę z powodu niewielkiej politycznej poprawności i seksizmu, ale koala jaki jest, każdy widzi.
Reserva i Gran Reserva w wielkich sieciach dystrybucji i w masowych cenach, to z pewnością wybieg marketingowy, lub wyprzedaż po to, by zrobić miejsce w magazynach. Powiatowa z radością wita takie inicjatywy, ze względów nader oczywistych. Brzydula z Rezerwy smakowała mi w 2013, zaś Brzydula z Rezerwy Wielkiej (nie tak wielkiej jak metropolitalny Grodzisk Mazowiecki) nie była tak dobra, droższą będąc (24,99 PLN) i strasznie na etykiecie wyfiokowaną. Pić ją, zaś, można, jako że w dyskontowym wokół reszta i brzydsza bywa i mniej wysmakowana.
Chociaż Gran Reserva, wino nie straciło charakterystycznej ciemnej barwy, nadal przy szkle odrobina fioletu, natomiast w nosie wcale nie króluje waniliowa beczka, zresztą i aromat jagód (czy jak kto woli, borówek) jest trochę cofnięty; w drugim i w trzecim nosie jest i dym, i garbowana skóra, nie są to, jednak, nuty porażające. Usta średnie, trochę tłuszczu na podniebieniu powoduje, że garbniki nie atakują zbyt mocno, kwasowość średnia wiśniowa, pod koniec w tle jakaś beczka, uważam – jednak – że galancie wtopiona, bywało gorzej, w posmaku wanilia uczepiona do podniebienia trzyma dosyć długo. Ekstrakt w sam raz, koncentracja dobra. Reserva smakowała bardziej, do Gran Reservy podchodzę po paru latach doświadczeń i ćwiczeń jamy ustnej (o wątrobie nie wspominając), więc i wymagania mam większe, ale w sumie jest ok. A Pani Iza? Cóż, z Panizą coraz lepiej.
La Fea Gran Reserva Cariñena Denominación de Origen, rocznik 2010, w cenie 24,99 PLN za butelkę (0,75), zakupione w markecie Biedronka w Prostkach (czerwone, wytrawne, szczepy: 50% tempranillo, 40% garnacha, 10% cabernet sauvignon). Wino produkowane i butelkowane przez Bodegas Paniza S.Coop. – Hiszpania.