W głowie mojej znów pojawił się potwór z Loch Ness, który budzi się za każdym razem, kiedy słyszę o Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, znanej pod wdzięcznym skrótem PARPA. To nie znaczy wcale, że problemów wynikłych z nadużycia nie dostrzegam. Boli mnie jednak szczególna hipokryzja w podejściu do takich problemów, którą nazwałbym nawet po marksowsku hipokryzją klasową.
Przyglądając się uważnie tejże widzę twarz pewnego arcypasterza, którego prywatny majątek pod podlaskimi Mońkami w oczy kole wszelakich przeciwników. Mnie tam nie kole, no bo w końcu co komu do domu, jeśli kobyłka nie jego? Nie rusza mnie w żaden sposób posiadanie pałaców, jako winny bloger natomiast odczuwam pewien dyskomfort, gdyż ówże arcypasterz słynie w środowisku z nadzwyczajnego umiłowania trunków wszelakich.
Jemu jednak PARPA nie ośmiela się tworzyć programu specjalnego, aby na odwyk poszedł, a potem wzorcem pozostał, jak ta podlaska opoka. Jużem tu kiedyś zapytał, jak mają się strukturalne i państwowe wysiłki w walce z alkoholizmem (którymi to PARPA się zajmuje) do kielicha co niedzielnie wznoszonego, czyli do cywilizacji naszej na krwi i winie zbudowanej? Wzruszająca bywa selektywność opinii na ów temat, no i przymykanie oka także na takich wybrańców.
Cywilizacja nasza duszona smogiem prawdopodobnie zmierza ku końcowi. Walka z alhokolizmem zaś w wykonaniu rodzimych i nie tylko hipokrytów wkracza zawsze wtedy, kiedy ujawnia się konieczność zastosowania wentylacji po to, by spuścić ciśnienie w społecznym niezadowoleniu; takie remedium na wszelkie dolegliwości znakomicie nadające się do odwracania kota ogonem, a także uwagi od faktycznych problemów, których nikomu nie chce się rozwiązywać, jako że ich rozwiązanie pozbawiłoby łatwych zarobków. Do tego, właśnie, służy PARPA, a prócz tego do marnowania społecznych pieniędzy.
Pisząc o winach z dyskontów i o społecznym rozwarstwieniu dochodzę do wniosku, że kierunek jest nieunikniony. Miliardom biedaków korporacje zaoferują tanie zamienniki wytworzone fabrycznie, nawet bez alkoholu (bo można takie wytworzyć). Tradycja natomiast, czyli natura, czyli winiarnie, piwniczki, beczki, flaszki stuletnie, no i pałace, wszystko to pozostanie do dyspozycji odpowiednio uposażonych wybrańców, którzy i dzisiaj, chociażby jako arcypasterze, cieszą się przywilejem nauczania i pouczania (a może także i specjalnej moralności, takiej dla wybrańców, którym stawiamy pomniki). Takim PARPA nie powie złego słowa będąc narzędziem manipulacji w społeczeństwie, gdzie najwyższą wartością stała się konsumpcja.
I to by było na tyle.
Leave a Reply