Cierpliwość trzeba mieć do wszystkiego, zwłaszcza do siebie samego, przecież najbardziej wkurzyć człowieka potrafi onże sam, szczególnie po długim dniu, w którym nie było żadnego klienta, minuty coraz dłuższe nie kończyły się sygnałem telefonu, a jedyna klientka zaszczebiotała, że chce kupić u mnie kołderkę, ja zaś tłumaczenia sprzedaję. Takać ona jest, ta nasza polska sieć, ten unlajn siermiężny, jak cały suweren ze słomą z butów po salonach władzy biegający w poszukiwaniu wychodka. No bo przeskoczyliśmy setki lat rozwoju i uznaliśmy, że to wystarczy. A tu cierpliwość mieć trzeba, w dodatku.
Naród jaki jest, kóżden widzi. Internet doń nie dotarł, to wielkomiejski wynalazek i u nasz traktujemy go za narzędzie szpanu, jako że szpanować uwielbiamy nade wszystko. Poza tym chytre jesteśmy i przebiegłe, tacy zaś kupując muszą dotknąć, pohandlować, a może uda się za darmo dostać, a może ściągnąć? Unlajn to nie jest możliwe, ostrożność zatem nie pozwala kupować, a już wina szczególnie, no bo kto kupuje takie zgniłe cudzoziemskie wynalazki (my wolim gorzałę) i to jeszcze z pomocą szatańską, której natury pojąć nie idzie? Badanie zrobione na Pudlasiu pokazało kiedyś, że pół miliona tamże obateli posiada adresy poczty elektronicznej, a tylko 50 tysięcy ma dostęp rzeczywisty do Internetu.
Młodzi to co innego. Tylko że oni już stąd wyjechali i jak kupują, to za granicą. Szatańskie nowoczesności wynalazki dotyczą może 20% społeczeństwa, czyli dużych miast. Dlatego teraz żadnego zysku ze sprzedaży wina w sieci nie będzie, jako że ten nadejdzie (jeśli czas będzie spokojny i żadna wojna naturalnego toku nie zakłóci) za jakieś dwadzieścia lat. Nie ma czegoś takiego jak przeskakiwanie etapów rozwoju. Jeżeli ktoś w Polszcze w to uwierzył, to uwierzył także i w to, że PRL było zwieńczeniem historii.
A tak w ogóle to w kółko powtarzam, że pisanie w blogu służy sprawianiu sé osobistych przyjemności i w życiu prywatnym kwiatkiem może być do kożucha, natomiast nie stanie się marketingowym narzędziem, bo pisanie, to pisanie. Taka mała różnica, jak między masturbacją i coitus in vagina. Sprzedawanie to sprzedawanie. Wymieszać wszystko razem i uzyskamy havno, jak powiadają bracia Rusini. I znów wraca cierpliwość dobijając się do ostatnich mózgowych komórek z prośbą: „rób swoje krok za krokiem, sukces przyjdzie po latach nieoczekiwanie”. Świadom tego, że kiedyś przyjdzie i zapuka mi w trumienkę, a potrzebny będzie raczej następcom, niźli mnie samemu, doradzam przyjaciołom blogerom, by pisali, bo mają z tego przyjemność, a nie dla jakiejkolwiek korzyści. I to by było na tyle.
Leave a Reply